Jak ostatnio wspomniałem, jednym z głównych produktów fermentacji mlekowej jest kwas mlekowy, czyli (mówiąc bardziej ściśle) kwas 2-hydroksypropanowy. Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że produkty mleczne to jedyne miejsce, gdzie możemy spotkać ten związek.
Wiemy już z zeszłotygodniowego tekstu, że kwas mlekowy powstaje w wyniku działania bakterii mlekowych, ale te mikroorganizmy nie samym mlekiem żyją. Chętnie metabolizują także cukry obecne choćby w warzywach, co pozwala nam robić… kiszonki! Tak, kochani wielbiciele małosolnych, kiszonej kapusty, kiszonych buraków, pomidorów, buraków, marchwi lub cytryn (serio, też się je kisi), zresztą, teoretycznie cokolwiek ma w sobie cukry proste lub dwucukry może „skisnąć” przy udziale bakterii mlekowych. Jedząc kiszonki spożywamy i bakterie mlekowe i sam kwas mlekowy.
Bakterie mlekowe są wszędobylskie, choć są miejsca gdzie jest ich szczególnie dużo. Należą do nich jelita ssaków, a więc i człowieka. Większość bakterii, klasyfikowanych jako probiotyczne, a będących pożądanymi mieszkańcami końcowych odcinków naszego układu pokarmowego, to właśnie bakterie kwasu mlekowego, które wspomagają nas w trawieniu pokarmów, przy okazji wytwarzając wiele cennych związków, np. niektóre witaminy (z tego samego powodu kiszonki są takie zdrowe).
Ale nie tylko komórki bakteryjne są w stanie produkować kwas mlekowy. Także komórki naszych mięśni w warunkach niedoboru tlenu pozyskują energię w procesie utleniania glukozy, ale nie, jak to zwykle bywa, do dwutlenku węgla a właśnie do kwasu mlekowego. Gromadzenie się kwasu mlekowego w mięśniach jest bezpośrednią przyczyną nieprzyjemnych doznań, które potocznie nazywamy „zakwasami”. Jego nadmiar bywa usuwany nie tylko z moczem ale i potem, co nadaje mu intensywniejszy niż zwykle zapach i, niestety, przyciąga komary i inne gryząco-kłujące owady.
Kwas mlekowy, stosowany w różnych stężeniach i stopniu czystości, jest wykorzystywany w przemyśle spożywczym (jako dodatek E270), przy garbowaniu skór, ale także w przemyśle włókienniczym. Ale rosnące zainteresowanie i zwiększająca się produkcja tego związku w ostatnich kilku-kilkunastu latach są spowodowane zastosowaniem go do produkcji polimeru – poli(kwasu mlekowego) czyli polilaktydu (PLA).
W warunkach podwyższonej temperatury kwas mlekowy może reagować „sam ze sobą”, to znaczy jego grupa karboksylowa (-COOH) może wejść w reakcję z grupą hydroksylową (-OH) innej cząsteczki kwasu mlekowego (jest to przykład klasycznej reakcji estryfikacji). Jednocześnie grupa karboksylowa tej drugiej cząsteczki reaguje z grupą hydroksylową pierwszej i powstaje związek cykliczny (o zamkniętej cząsteczce), zwany laktydem. Dalsza obróbka termiczna laktydu prowadzi do powstania długich łańcuchów połączonych ze sobą wiązaniem estrowym cząsteczek kwasu mlekowego, tworząc wspomniany polilaktyd.
Trzy cechy polilaktydu przyczyniły się do jego popularności. Po pierwsze jest tani i możliwy do otrzymania z surowców odnawialnych (generalnie z różnych bogatych w cukry części roślin). Po drugie jest łatwy w obróbce, mięknie i daje się w formować w temperaturze już powyżej 173ºC (dlatego cenią go użytkownicy drukarek 3D). Po trzecie jest biodegradowalny, a więc w przeciwieństwie do wielu innych tworzyw łatwo ulega rozkładowi w środowisku (w ciągu kilku miesięcy, a nie dziesiątek czy setek lat).
To wszystko sprawia, że mamy biodegradowalne sztućce jednorazowe, torebki „foliowe” i butelki. Jakkolwiek ich popularność sprawia trochę problemów, ponieważ jako odpady często lądują w tych samych pojemnikach, co tworzywa niebiodegradowalne, a które mogą być poddane recyklingowi. Obecność polilaktydu wymusza dodatkowe sortowanie tych odpadów, które nie zawsze jest skuteczne, a to obniża jakość tworzywa po recyklingu.
Trzeba też pamiętać, że polilaktyd nie jest odporny na dłuższy kontakt z wodą, a więc opakowania z tego tworzywa nie nadają się do wielodniowego przechowywania wilgotnego lub płynnego pożywienia. Jakkolwiek ta cecha może się okazać korzystna, nie tylko na sam fakt ułatwionego rozkładu polilaktydu w środowisku.
Polilaktyd jest również resorbowalny w organizmie człowieka, a więc może być stopniowo przez niego wchłonięty i następnie wydalony (jako kwas mlekowy) z organizmu. To sprawia, ze polilaktyd może być stosowany do wytwarzania tymczasowych implantów, które wprowadzone do organizmu, nie muszą być potem usuwane, bo się wchłoną. Z tego samego powodu z polilaktydu produkuje się rozpuszczalne… nici chirurgiczne! A więc jak obiecałem dotarliśmy do tytułowych nici, które można zrobić z mleka. Oczywiście wymaga to trochę pracy (szczególnie ze strony małych bakterii a potem „nieco” większych chemików), ale przyznajcie, że efekt wart jest zachodu. W końcu zdejmowanie szwów to nic przyjemnego. A jeśli same się wchłoną, problem znika.
Tak sobie myślę, że nasz kwas mlekowy czasem może być przyczyną bólu („zakwasy”) a czasem pozwala go oszczędzić (kiedy unikniemy bolesnego zabiegu usunięcia implantu lub szwów). Ciekawe, prawda…?
Wojciech Smułek