Jej powszechność w naszym świecie sprawia, że nie zwracamy na nią większej uwagi. Owszem, rolnicy obawiają się suszy, mieszkańcy terenów nadrzecznych z troską myślą o możliwej powodzi. Ale dla wielu „mieszczuchów” woda to przede wszystkim ta w kranie i ta w butelkach. I tu już zaczynają się schody. Już widzimy, że woda wodzie nierówna, w końcu gdyby podejść do sprawy, że „woda to woda” to moglibyśmy używać tylko tej kranowej, która przecież jest wielokrotnie tańsza od butelkowanej. Zwróćmy więc uwagę na wszystkie przymiotniki (polonista rzekłby „epitety”), które zestawione z ze słowem „woda”, nadają jej nieco inne (a czasem diametralnie inne) znaczenie.
Zacznijmy od wody pitnej, czyli takiej, która nadaje się do spożycia. Woda kranowa, czy inaczej wodociągowa, do której mamy dostęp w większości naszych domów to zwykle woda podziemna, pobrana w zależności od lokalnych uwarunkowań z różnych głębokości, która po oczyszczeniu z cząstek stałych, materii organicznej, w tym drobnoustrojów, kierowana jest do sieci wodociągowej.
Szczegółowe normy określają maksymalne dopuszczalne stężenia w niej różnych soli (nie tylko tej kuchennej), cząstek stałych itp. W stacjach uzdatniania wody (w jednej z nich kiedyś odbywałem praktyki, więc wiem to z pierwszej ręki) pomiary wymienionych parametrów są wykonywane kilka razy dziennie zarówno w miejscu poboru, jak i w równych punktach sieci wodociągowej, tak aby być pewnym, czy nie dochodzi do zanieczyszczenia (skażenia), gdzieś „po drodze” do naszych mieszkań.
Wspomniałem, że w wodzie wodociągowej zawarta jest pewna ilość soli, na przykład węglanów wapnia i magnezu, które odpowiadają za tzw. twardość wody. Kiedy tych soli jest dużo (ale w granicach normy) mówimy o wodzie twardej, a w przeciwnym przypadku o wodzie miękkiej. Wymienione sole odpowiadają za powstawanie osadu (tzw. „kamienia”) w czajnikach czy pralkach. Jest to zjawisko niepożądane, stąd prowadzi się zmiękczanie wody, czyli zwykle za pomocą filtrów wyłapujących przede wszystkim jony wapnia i magnezu.
Nie należy jednak z tym zmiękczaniem wody przesadzać, szczególnie jeśli ta woda ma być przez nas spożywana. Nasz organizm koniecznie potrzebuje do prawidłowego funkcjonowania dostarczania wraz z wodą różnych „minerałów” (czyli mówiąc bardziej chemicznie – soli składających się z kationów i anionów). Dlatego poleca się picie wody źródlanej i mineralnej, które zawierają większą ilość jonów, przy czym dotyczy to głównie wody mineralnej, ponieważ ta źródlana zwykle może mieć zawartość „minerałów” porównywalną z wodą wodociągową.
Warto dowiedzieć się w lokalnym przedsiębiorstwie wodociągowym o składzie wody, jaką mamy w kranie i odpowiednio „dozować” sobie wodę mineralną czy źródlaną. Aby odpowiednio zbilansować ilość dostarczanych organizmowi jonów należy też uwzględnić tryb życia, ponieważ podczas wysiłku fizycznego wraz z potem i moczem wydalamy z organizmu także te potrzebne nam jony. Co więcej, niektóre schorzenia są związane z zaburzeniem gospodarki mineralnej organizmu i dlatego niektóre choroby leczy się specyficznymi wodami mineralnymi, z których słyną poszczególne uzdrowiska.
A więc woda, którą spożywamy nie jest czystą wodą w sensie chemicznym (czyli samym „tlenkiem wodoru” H2O). Nie jest nią także woda deszczowa, która nie jest tylko skroploną parą wodną, ale zawiera równe gazy, cząstki pyłów i mikroorganizmy, które są przez spadające krople wyłapywane z powietrza. O wodzie praktycznie czystej można mówić w przypadku wody destylowanej jak i demineralizowanej (lub inaczej dejonizowanej).
W pierwszym przypadku jest to woda powstała po pogrzaniu jej i skropleniu powstałej pary wodnej w warunkach laboratoryjnych, gdzie ogranicza się pochłanianie przez nią innych substancji. W drugim przypadku podobny efekt uzyskiwany jest za pomocą specjalnych membran (to jest swego rodzaju cienkich błon z tworzyw sztucznych). Zatrzymują one jony zawarte w wodzie, nie mówiąc o większych cząsteczkach, tak że przepuszczona przez nie woda jest absolutnie czysta.
Taką wodę może kupić każdy z nas, w sklepach gospodarczych czy na stacjach benzynowych, jest ona bowiem używana w chłodnicach samochodowych i np. żelazkach. Dlaczego? Pewnie już się domyślacie. Stosując ją unikamy powstawania „kamienia”.
Specyficzną odmianą wód mineralnych są wody gazowane. Czasem obecność w nich dwutlenku węgla jest naturalna, czasem jest wynikiem sztucznego nasycenia w rozlewniach wód, w analogicznym procesie, jak w przypadku produkcji innych napojów gazowanych. Wodę gazowaną postrzega się, jako korzystną na trawienie, jest przy tym przez niektórych uważana za smaczniejszą, ma bowiem lekko kwaskowy posmak. Bierze się on z tego, że dwutlenek węgla tworzy z wodą kwas, który jest dość nietrwały i nieszkodliwy dla człowieka.
Wodę gazowaną nazywa się czasami „sodową”. Nazwa ta bierze się z dawnych metod otrzymywania dwutlenku węgla, który produkowano w reakcji sody oczyszczonej (wodorowęglanu sodu, obecnego m.in. w proszku do pieczenia) z kwasem. Soda więc była źródłem „bąbelków” w wodzie, ale pamiętajmy, że z nimi trzeba uważać. Nie chcielibyśmy przecież, żeby komuś „woda sodowa uderzyła do głowy”!
Wojciech Smułek
28.09.2022