Ko, ko, ko

Nie, proszę Państwa, nie będzie o kurach i kurczakach. Nie będzie też nawiązania do (nie)sławnej piosenki promującej Euro 2014 („Ko-ko, ko-ko, euro spoko…”).  Ale znacie mnie, lubię przewrotne tytuły, stąd nie mogłem się oprzeć takiej wieloznaczności;)

Nie przedłużając, przedstawiam trzy bohaterki dzisiejszego tekstu, czyli trzy panie „ko”: kodeinę, kofeinę i kokainę. Przyznajcie, że to bardzo silna drużyna, wobec której trudno być obojętnym, a na pewno trudno być obojętnym naszemu umysłowi.

Alkaloidy

Co je łączy poza podobieństwem nazw? Wszystkie należą do grupy alkaloidów, związków organicznych pochodzenia (zwykle) roślinnego. Łączy je obecność w cząsteczce pierścienia zawierającego azot, nadającego im właściwości zasadowe. Struktura ich cząsteczek jest stosunkowo złożona, wiele w nich układów cyklicznych, różnorodnych grup funkcyjnych, np. karboksylowych i hydroksylowych.

Cała rodzinka alkaloidów jest bardzo aktywna, nie tyle nawet chemicznie, a biologicznie. Stąd wszyscy jej członkowie są przedmiotem zainteresowania chemików, farmaceutów i lekarzy. Jakikolwiek alkaloid byśmy nie wzięli „pod lupę”, to każdy silnie oddziałuje na żywe organizmy, a organizm człowieka nie jest tu oczywiście wyjątkiem. Łączy je również to, że człowiek stopniowo się na nie uodparnia i dla uzyskania pożądanego efektu potrzeba coraz większych dawek (mądrzy ludzie nazwali to zjawisko tachyfilaksją).

Model cząsteczki kodeiny (szary węgiel, czerwony tlen, biały wodór, błękitny azot)
[Benjah-bmm27, Public domain, via Wikimedia Commons]

Kawa czy herbata

Zacznijmy od znanej (i tak często lubianej) kofeiny, ale najpierw wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: teina, guaranina, mateina chemicznie są tym samym, co kofeina. Inne nazwy są stosowane (chyba trochę dla zmylenia konsumenta) w zależności od pochodzenia kofeiny (odpowiednio z herbaty, guarany i yerba mate).

Efektów działania kofeiny nie trzeba chyba opisywać. Pobudzenie, uczucie euforii i w pewnym sensie „błogości”, obniżenie poczucia głodu i pragnienia (spowolnienie perystaltyki jelit), w pewnym stopniu także łagodzenie bólu. Kodeina i kokaina działają zasadniczo podobnie, choć ich siła działania jest wielokrotnie większa.

Jak to alkaloidy, nasze bohaterki są izolowane z roślin. O kofeinie już wspomniałem, kiedy pisałem ostatnio o dwutlenku węgla. Produkcja bezkofeinowej kawy praktycznie zaspokaja potrzeby rynkowe na ten alkaloid. Kodeina należy do opiatów, czyli składników opium (wysuszonego soku z niedojrzałych makówek). Podstawowym źródłem kokainy są z kolei liście koki (krasnodrzewu pospolitego). Teoretycznie synteza chemiczna każdej z pań „ko” byłaby możliwa, ale koszty, moi Kochani, koszty! Ekstrakcja z materiału roślinnego jest wielokrotnie tańsza i prostsza.

Liście krasnodrzewu pospolitego
[Enn1.jpg: Dbotanyderivative work: Ilmari Karonen, via Wikimedia Commons]

Nie tylko na pobudzenie

A co z zastosowaniami naszych bohaterek? Generalnie mają czynić życie prostszym,  przyjemniejszym i bezbolesnym. Piszę to nieco ironicznie, szczególnie w kontekście kokainy, ale bądźmy szczerzy, czy tak nie jest? Kofeina pobudza co dnia miliardy ludzi, którzy nie wyobrażają sobie życia bez filiżanki kawy czy herbaty, pełnej „tykwy” yerba mate czy puszki napoju energetycznego. Kodeina przynosi ulgę przy bólach głowy, zębów i in., a także przy kaszlu.

A kokaina? Hmm, pewne jej ilości służą okulistom (krople do oczu ją zawierające rozszerzają źrenice) oraz tym lekarzom, którzy pomagają chorym po poważnych operacjach i cierpiącym na nowotwory. Jakkolwiek większość produkowanej kokainy ma zastosowanie, jakby to powiedzieć, stymulująco-znieczulające, pozwalające się poczuć „jak nigdy”. Nie chcę jednak popadać w moralizatorstwo i pisać elaboratów na temat szkodliwości narkotyków (notabene w większości będących alkaloidami). Ich natura chemiczna i fizjologia człowieka są nieubłagane, uzależniają i niezależnie od dawki są toksyczne dla organizmu. Kiedyś przy okazji może zajmiemy się tym dokładniej.

Ta krótka historyjka o trzech paniach „ko” dobiega końca. Każda z nich ma swoje cenne zastosowania, ale tak po prawdzie, życzę Wszystkim, żeby osobiście mieli do czynienia tylko i wyłącznie z pierwszą z nich, kofeiną. W rozsądnych dawkach, oczywiście 😉

Wojciech Smułek