Pierwotnie planowałem dziś pisać na inny temat, ale jak sami wiecie, życie pisze swoje scenariusze. Czasem są spotkania, które zmieniają spojrzenie na różne tematy i stanowią duże przeżycie. Takim było moje spotkanie z MAX-em.
MAX rezyduje na południu Szwecji, w Lund, stutysięcznym mieście, w którym zasadniczo połowa mieszkańców to studenci, pracownicy uniwersytetu lub innych instytucji z nim związanych. Właściwie to MAX-a możecie spotkać na przedmieściach Lund, a w sumie to tylko tam, ponieważ MAX jest bardzo nieruchliwy. Tak bardzo nieruchliwy, jak tylko może być ważący kilka tysięcy ton synchrotron, który ma średnicę, bagatela!, kilkuset metrów.

[źródło: https://www.bsr14.com/]
Dobrze, to już wiecie, że MAX nie jest człowiekiem a synchrotronem – potężną instalacją służącą do przyspieszania cząstek elementarnych. Synchrotron to akcelerator cykliczny. To termin zapożyczony z łaciny (poprzez język angielski). Po polsku moglibyśmy powiedzieć przyspieszacz kołowy. W dużym uproszczeniu jest to rura w kształcie pierścienia – ktoś mógłby powiedzieć – szału nie ma.
Ale żeby można było w środku tej „rury” rozpędzać cząstki do prędkości bliskich prędkości światła, potrzeba naprawdę wyrafinowanej inżynierii i mnóstwa urządzeń pomocniczych. Przede wszystkim to całe baterie pomp, wypompowujących powietrze z wnętrza synchrotronu, tak aby panowała w nim idealna próżnia i krążące w niej cząstki nie napotykały na swojej drodze żadnych przeszkód.
Ponadto wokół „rury” rozmieszczono szereg elektromagnesów, których zadaniem jest przyspieszanie cząstek. Tu kłaniają się reguły rządzące ruchem cząstek naładowanych w polu elektromagnetycznym – energia pola przenoszona jest na energię cząstek, a dokładniej na ich energię kinetyczną czyli ich ruchu.

[EPSIM 3D/JF Santarelli, Synchrotron Soleil, Attribution, via Wikimedia Commons]
Tą właśnie zasadę wykorzystuje słynny Wielki Zderzacz Hadronów w CERN na pograniczu szwajcarsko-francuskim. Tam przyspieszane są różne cząstki elementarne, np. protony, czy jądra atomowe i albo zderza się ze sobą albo zderza się je ze statyczną materią, którą badamy. W synchrotronach cel jest nieco inny. Chodzi o wykorzystanie promieniowania synchrotronowego, czyli strumienia fotonów o wysokich energiach, które jest emitowane przez poruszające się po linii krzywej cząstki elementarne (np. elektrony).
W synchrotronie dochodzi więc do następujących konwersji jednego rodzaju promieniowania w inne. Najpierw energia elektryczna zamieniana jest w energię pola elektromagnetycznego co przenosi się na energię elektronów pędzących wewnątrz synchrotronu. Te z kolei emitują fotony promieniowania synchrotronowego.

[R. Bartolini, via Wikimedia Commons]
Ten strumień elektronów wewnątrz synchrotronu to taki rezerwuar energii z którego można „podbierać” energię promieniowania, niczym z płynącej rzeki wodę. To promieniowanie, zwykle w zakresie promieniowania gamma czy inaczej rentgenowskiego jest o kilka rzędów wielkości intensywniejsze niż lampach rentgenowskich stosowanych w aparatach do wykonywania zdjęć zębów i innych kości w naszym ciele. Energia, do jakiej można rozpędzić poszczególne elektrony, jest parametrem opisującym potencjał i moc synchrotronu.

[zdjęcie własne]

[zdjęcie własne]
MAX IV (cyfra rzymska odnosi się do tego, że to aparat czwartej już generacji) nadaje elektronom energię 3 GeV czyli 3 gigaelektronowoltów (przedrostek „giga” oznacza miliard). Ta dziwna jednostka jest używana w fizyce cząstek elementarnych do wyrażania ich energii zamiast standardowego dżula, ponieważ ten ostatni, jest nieco zbyt „duży” i przez to niewygodny (1 J to aż 6.24150907 × 1018 eV).
Zapytacie zapewne jaki jest cel generowania tak intensywnej i skondensowanej wiązki promieniowania. Pozwólcie więc, że zacytuję motto MAX-a: „We make the invisible visible”, czyli “Czynimy widzialnym to co niewidzialne”. Krótko mówiąc, za pomocą promieniowania synchrotronowego można badać strukturę cząsteczek na poziomie atomowym a także analizować oddziaływania i struktury materii na poziomie ułamków nanometrów!
Już przelotna wizyta na stronie internetowej MAX-a (https://www.maxiv.lu.se/) daje nam perspektywę, jak różnorodne są badania wykonywane dzięki niemu. A więc na przykład struktura wirusów chorobotwórczych (tak, tak, tego najsłynniejszego również), oddziaływania leków z komórkami, badanie zmian w budowie DNA i białek – to przykłady zastosowań biologicznych. Do tego dochodzą analizy struktury krystalicznej nanomateriałów i nadprzewodników, śledzenie procesu korozji stopów metali i ich powłok. A także właściwości samych atomów, w tym badania stanowiące kolejne cegiełki na drodze do zbudowania komputera kwantowego.

[https://elearning.bits.vib.be/wp-content/uploads/2020/08/PSA01_00_X-ray-crystallography-1.png]
Mnogość zastosowań sprawia, że kolejka naukowców chętnych do skorzystania z jego aparatury jest długa. Nawet jeśli ma się dobrze przygotowany wniosek, który zostanie pozytywnie zaopiniowany przez radę naukową, to czas oczekiwania na swoje kilka-kilkanaście godzin dostępu do jednego z kilkudziesięciu punktów pomiarowych wynosi nawet do dwóch lat.
Ale jak to powiedział mistrz Rej – Polacy nie gęsi, swój synchrotron mają, i to w Krakowie, gdzie znajduje się SOLARIS (nazwany na cześć jednej z najsłynniejszych powieści Stanisława Lema). Wiązka cząstek w naszym synchrotronie ma energię 1,5 GeV, a więc mniej niż MAX-ie, ale uwierzcie mi, to nie przelewki i naprawdę potężna moc. Spośród około setki synchrotronów na świecie tylko nieco ponad dwadzieścia ma większą moc.
Ja jednak spotkałem się z MAX-em, a to za sprawą uprzejmości członków zespołu prof. Anette Müllertz z Uniwersytetu w Kopenhadze, którym na koniec wyrażam serdeczne podziękowania 😉 (a mój pobyt w Kopenhadze sfinansowała Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej).

[zdjęcie własne]

[zdjęcie własne]
Wojciech Smułek
04.07.2022